Święta świętami…


Ogólnie rzecz biorąc – nie przepadam za świętami i nieważne, czy to Boże Narodzenie, Wielkanoc
czy Boże Ciało albo Zielone Świątki*. Zawsze duchowe podejście było mi obce, bliskie zaś i to od kiedy pamiętam to było przyziemne, swojskie, prostackie – w postaci paszy. To było sedno! Interesowały mnie ciasta, napitki, mięso i od początki ciasta, napitki, mięso, a nawet pieczywo i masło, wsio!
Dlatego wybierając się na Kiermasz Wielkanocny w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie bardziej koncentrowałam się na wyszukiwaniu smaczków niżeli ozdóbek, choć nie ukrywam, że było kilka genialnych rzeczy. Oczywiście nie chodzi o rzeźbionych w drewnie Jezusków i Maryjek, bo to nie moja bajka, a misternie tkanych ręcznie chust z wełny w kwiaty.
Jedna szczególnie zawróciła mi w głowie.. ale cóż, za wysokie progi na…

Wracając do Kiermaszu. Miałam okazje pożreć pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem – perfekcyjne połączenie wszystkim znane, a tutaj było pięknie wyważone. Potem zagryzłam ciastkiem owsianym z bakaliami i czekoladą. Nie pamiętam nazwy stosika – a szkoda, bo i smalec i ciastko było zacne.
Za to zauroczyły mnie miody Piotra Witkowskiego z Puńska (www.pierzga.com.pl/), tj. Podlasie. Skosztowałam niemal każdego rodzaju strawy Kubusia Puchatka, zakochałam się od razu w rzepakowym i wrzosowym, który nabyłam drogą kupna. I była to dobra inwestycja, bo faktycznie pomaga na 3 pe- przeziębienie, wzmocnienie i trawienie!
Miałam jeszcze ochotę na psiwo jałowcowe, które kocham bez pamięci a zdarza mi się pić niezwykle rzadko, bo tylko gdy jestem w skansenie w Nowogrodzie, czyli raz na dwa lata. Ale cóż, zimno było…
A reszta - zobaczcie sami!




 
 * Celebrować to tylko urodziny lubię!

Komentarze