Panna cotta, nic dodać, nic ująć

Kacper Bartczak

Zabierałam się do niej, jak pies do jeża. Robiłam kilka podchodów, aż nadszedł sądny dzień i popijając piwo zrobiłam, no dobra - zrobiliśmy. Nawet nie mogę sobie przypisać wszystkich zasług, bo dekoracje nie moje i foto też nie. Ale i tak jestem rada, bowiem wyszło bajecznie - delikatnie śmietankowo i orzeźwiająco. Niedługo zrobię następną panna cottę, jednak serwnę ją z musem malinowym od mamy Joaśki. Ach!

Składniki:
płynna śmietanka kremówka 250 ml, tyleż samo mleka, trzy łyżki cukru, laska wanilii i żelatyna - taka, coby jej nie gotować

Przygotowanie: w rondelku podgrzewać śmietankę, mleko, wanilię z wyjętymi ziarenkami - przeciąć i wydłubać, oraz cukier. Powoli wpierw musi się rozpuścić cukier, a potem podkręcić gaz i zagotować. Szybko zdjąć z ognia i wyjąć laski wanilii. Połączyć z miksem żelatyny - dwie łyżeczki żelatyny porządnie wymieszać w dwóch łyżkach zimnej wody. Całość energicznie wymieszać i rozlać do 4-6 miseczek. Po ostudzeniu wstawić do lodówki, najlepiej na całą noc. A przed podaniem zanurzać miseczki we wrzątku i przerzucać deser na talerzyki, dekorować czymkolwiek.

Komentarze

  1. Przejrzałam tak na szybko cały blog, bardzo tu u Ciebie smakowicie :)
    no i Pan Ziółko to jest coś!

    OdpowiedzUsuń
  2. jest, choć w malutkim kawałeczku - muszę o nim napisać więcej. Cieszem sie, że smakowicie - takie ma być!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz