Smażone kanie - urlopowo


Na początku września wybraliśmy się na urlop, co by skorzystać z pięknej polskiej jesieni i pobyć sobie razem, połazić, popatrzeć na łosie i może spotkać żubra. Jednak ciągle lało, niemal zrobiły nam się błony między palcami. Mimo to humory dopisywały i apetyt także zwłaszcza że byliśmy w Biebrzańskim Parku narodowym nad Biebrzą właśnie i było mnóstwo grzybów, zbieraliśmy tylko te ze ścieżek. A kanię, którą tu widzicie, wzięliśmy przy okazji, bo wcześniej zebraliśmy z 10 podobnych i pasowała nam na przekąskę po 15 km na rowerze w deszczu. Pyszne były i ładnie podane - dzięki kochanie!
ps. cudowne talerzyki mają w leśniczówce Olszowa Droga.

Kanie macza się w roztrzepanym jajku i smaży, najpierw w jednej potem z drugiej strony, po 2-3 minutach są gotowe. Na koniec posypuje się solą, my zjedliśmy z pieczywem. Pod kanią jest bułeczka z masłem.


A tak wygląda kania czubajka, co by nie mylić w muchomorem, bo ponoć łatwo.

Komentarze