Europejski Festiwal Smaku w Lublinie 2014

Uwielbiam takie imprezy, zwłaszcza jeśli mogę wziąć udział w różnych warsztatach, podjeść dobrych potraw,
wypić coś smacznego i pogadać z innymi fascynatami jedzenia. Na Europejskim Festiwalu Smaku w Lublinie tak właśnie było – ekscytująco, smacznie, aktywnie i bardzo wesoło.
Wróciłam chyba ze 3 kg cięższa, nie tylko w doświadczenia i nowe smaki, ale co tam - raz się tyje.

Ale po kolei.
Do Lublina dojechałam w piątek późnym wieczorem, ale jeszcze wtedy udało mi się skosztować czegoś nieznanego – mianowicie piwa Miłosław. Kupiłyśmy sobie z Edytą z ekoquchni po jednym Miłku i dziarsko poszłyśmy do hotelu Forum! Wprowadziłyśmy się z świat bajki i przegadałyśmy niemal pół nocy.

W sobotę od rana już byłyśmy na nogach, o 9.30 miałyśmy spotkać się z innymi blogerkami przy Bramie Krakowskiej i pójść na pierwsze warsztaty, których tematem przewodnim były... bycze jądra. Nieco się ich obawiałam, ale szybko mi przeszło.

Na taką samczo-testosteronową ucztę zaprosił nas Ivo Violante, szef kuchni w restauracji Arte del Gusto, i jestem mu za to wdzięczna. Bycze jądra, które dla nas zrobił, były jednym z lepszych dań, jakie miałam przyjemność konsumować w ogóle w życiu. Pewnie intryguje was technika ich przygotowywania. Na szczęście nie jest czasochłonna, ani zbytnio wymagającą.
Wpierw jądra leżakują, około 14 dni, następnie są gotowane ok. 7 minut, a potem krojone na plastry i smażone w klasycznej panierce z bułki tartej i jajek. Moim zdaniem można to pominąć i spokojnie podsmażyć bez. Szef kuchni przygotował do tego specjalny sos z pasty truflowej, śmietany i białego wina – powalał na kolana. Dnie serwował z pieczonymi pomidorkami koktajlowymi, foccacią, całość posypana była serem gran parmino.

Wszystko wymiatało, ale to nie był koniec zabawy. Potem przygotowywałyśmy pizzę i wyjawione zostały nam pewne pizzowe prawdy.
– Pizza ze spieczonymi wierzchami nie jest spalona, tylko dobra. Spalona jest ta z ciemnym spodem. Idealna pizza powinna mieć spód jak maca.
 – Zwykła mąka pali się na ogniu, a semolina, której tam używają, nie. Stąd piękne spody.
– Hawajska pizza to zło.
– Nie dostaniecie u Ivo pizzy podzielonej na połówki, bo składniki się inaczej pieką i nigdy nie wychodzi idealnie.
– Pizza nie powinna opadać, ciasto ma ładnie trzymać poziom.
– O wiele lepszy jest ser gran parmino niż parmezan, przynajmniej w tej restauracji.
Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę, zjadłabym znowu bycze jądra.


Nie lata wyzwaniem okazało się coś, co się nazywało Latające talerze. Wraz z pozostałymi blogerkami dostałyśmy wyzwanie, by przygotować dania z innych krajów. Latające talerze na Moście Kultury były przygotowane bowiem w ramach współpracy festiwalu z Portem Lotniczym w Lublinie oraz Cisowianką, czyli dania bez soli i z zagramanicy. Warsztaty poprowadził Sebastian Gołębiewski, spoko koleś.


Tak się złożyło, że byłam z Edytą z EkoQuchni w jednej grupie, mianowicie greckiej. Edytka przygotowała sałatkę grecką klasyczną, czyli bez sałaty lodowej, a ja robiłam pierożki z farszem z pieczonej papryki, czarnych oliwek, czarnuszki i kuminu, smażyłam je w głębokim oleju. Zacne wyszły, dostałyśmy brawa za całość.

Dowiedziałam się jaki jest sposób na sprawdzenie, czy olej jest gotowy do smażenia
– wkłada się drewnianą łyżkę albo inne drewniane mieszadło, gdy olej bąbelkuje, można działać.




Sylwia z Kuchnia w formie zrobiła sałatkę z fasolą.


 Marta z Kolorowo torcikowo przygotowała Pudding.
 



Joanna z Królestwo Garów
– risotto ze szpikiem kostnym i chipsami z parmezanu.




Dalej, dotarłyśmy do Cukierni Czekoladowy i tam był raj. Właściciel i pomysłodawca, Jakub Przysucha, przygotował dla nas megazabawę w rozlewanie czekolady. Choć głównie chodziło o zrobienie pralinek z nadzieniem owocowym, jednak nie jest to tak proste, jakby się mogło wydawać. Wymaga cierpliwości, skupienia, zręczności i pewnego pedantyzmu, którego nie posiadam. Gdy napełniałam formy czekoladą, tylko do stworzenia obudowy zewnętrznej, czekolada lała mi się na podłogę, potem nie mogłam odpowiednio wytrząsnąć jej nadmiaru ze środka, a potem – już po napełnieniu farszem – zrobić równych spodów. Trudne to i lepkie! Za to dobrze sobie radziłam z jedzeniem tarty z mango i marakują, browni, sernika śmietankowego, ciastka czekoladowego, tarty z bezą na wierzchu i pralinami z nadzieniem z malin i chilli. A i piciem musu z malin, który musiałam nabyć.



Co dalej: koncert Kayah, picie Perły, frytki i burger z prażonym syrem w food trucku Kipi Kasza, Ziemniak z Pieczonego Ziemniaka, megasmaczne pierogi z kaszą gryczaną i miętą, z bobem, cydr lubelski, pajda chleba ze smalcem. Na koniec kupiłam sobie trochę przypraw, bajecznie aromatyczny kumin, czosnek niedźwiedzi i chrupki z czosnku, jestem nimi zaintrygowana.

Tylko na lodach nie byłam, aż się sobie dziwię!
Dzięki za fajną zabawę!


Komentarze