Lubię Kraków vol. 2

Pamiętacie mój wpis o Krakowie o ten? Muszę potwierdzić, że jedna z opisywanych knajp stała się jeszcze lepsza (choć ma wyjątkowo kijową obsługę) i poznałam jeszcze jego godne polecenia miejsce na przekąski, deser, zimny obiad.
Zacznę od drugiej, tej nowej, czyli Tribeca u Szałayskich przy placu Szczepańskim. Zauroczyło mnie to miejsce, są tam dwie sale - jedna mniejsza z barem, alkoholami i deserami, a druga - większa z mnóstwem stolików i krzesełek, wszystkie z innej bajki, niby niepasujące do siebie, a świetnie się dopełniające. Atmosfera jest luźna, bez nadęcia, a w menu same moje ulubione smaki - m.in. hummus z czarnuszką, sałatka z buraczkami, jajecznica na maśle i coś czego nigdy nie miałam przyjemności skosztować - mianowicie kawa Wyspiańskiego!
A w środku espresso i tarninówka mocna i ciemna, jak dupa szatana! Wierzch, każdego z czterech kieliszków, zwieńczyła megasłodka bita śmietana, dzięki temu wszystko prezentowało się pięknie. Pijąc to cudo, miałam wrażenie, że wszystkie moje kubki smakowe jednocześnie podskoczyły ze szcześcia.
Tak, to co widzicie na zdjęciu obok to to!
 AAAA do tego zamówiłam słodziutki torcik czekoladowo-waniliowo-kakaowy, zacny był!

Pierwsza knajpa to Kolanko przy Józefa na Kazimierzu, wcześniej jadłam tam naleśniki, bardzo dobrze skomponowane smakowo, bo z moją ulubioną kaszanką i jabłkami (ceny poszły w górę i naleśniki kosztują teraz 19 zł), ale tym razem poszłam w dania obiadowe i zamówiłam zupę kokosową z kurczakiem, była OK, dalej peposo (27 zł), czyli gulasz wołowy podany z grillowaną polentą. I to był hit wszystkich krakowskich smaków! Mięso duszone w czerwonym winie było tak kruche, że rozpadało się pod delikatnym naporem języka, a polenta była rewelacyjnie wzbogacona cudownie ostrym parmezanem, do tego był jeszcze świeży szpinak z dużą ilością czosnku. Absolutne niebo w gębie, następnego dnia byłam tam znowu! Pozostali jedli wszystko inne obiadowe, jedynie kefte - kotleciki z mięsa z dodatkiem baraniny były całkiem spoko, ale musaka wyglądała słabo (nie jestem bowiem fanka beszamelu), a na paellę za długo się czeka...
Za drugim razem zamówiłam jeszcze deser - ciasto czekoladowe podane na ciepło z dodatkiem musu malinowego (11 zł). I byłam dopieszczona, ale jak!

Komentarze